Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_1102000000018
Tytuł:
Wydawca: Studio Astropsychologii
Źródło: Jakie jest wojsko czyli długa droga od biletu do cywila
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_publ
Autorzy: Mikołajczak Paweł, Siekański Paweł, Znojek Arkadiusz,  
Data publikacji: 2001
e niestety po chwili dokończył) Piskiego w woj. Suwalskim. Teraz już wiedziałem, pierwsze trzy miesiące służby spędzę na wygnaniu pod ruską granicą. Na terenie który potocznie nazywany jest POLSKĄ SYBERIĄ, Cieszyłem się tylko z tego, że do wojska mam się stawić 7 listopada 1995 roku. Miałem więc całe trzy miesiące. Myślałem, że to jest bardzo dużo czasu i właściwie to nie będę w tym czasie myślał o wojsku. Myliłem się jednak. Czas minął niepostrzeżenie, a o wojsku myślało się niemal codziennie.
Więc po trzech miesiącach, 6 listopada wsiadłem w pociąg do Olsztyna. Wagony wypełnione były praktycznie poborowymi, takimi nieszczęśnikami jak ja. Szybko się z nimi zaprzyjaźniłem wyciągając flaszeczkę, po rozpiciu jej oni wyciągnęli swoje. Niestety jechali do Gdyni, a ja miałem przesiadkę w Olsztynie. Pożegnałem się z nimi i na wiotkich nogach, krokiem tanecznym odnalazłem pociąg do Szczytna. W pociągu tym spotkałem chłopaków jadących w to samo miejsce. W Szczytnie jeszcze czekaliśmy trochę na pociąg. W tym czasie zdążyliśmy się napić życiodajnej herbaty. Wsiedliśmy do pociągu i okazało się, że tam jest kilkudziesięciu nieszczęśników jadących tam gdzie ja. Teraz spokojnie trzeba siedzieć i czekać na "dworzec kolejowy" z napisem Drygały (tam właśnie mieliśmy wysiadać ). Prawdę mówiąc jeszcze nigdy nie jechałem tak powolnym pociągiem. Chwilami jechał tak wolno, że można było za nim iść. Nudziło się nam strasznie bo nie było już gorzałki, a i kaca nie było już czym leczyć. Przemęczyliśmy to jakoś i szczęśliwie wysiedliśmy w na miejscu. Tu okazuje się, że jednostka oddalona jest od dworca o 6 km i prawdopodobnie będziemy iść na pieszo przez las. Nikt się tym jednak nie przejął i grupą kilkudziesięciu chłopa poszliśmy na piwo. Po jakimś czasie zaczęli przychodzić do nas trepi z propozycjami przewozu do jednostki swoimi samochodami, jednak za pewną odpłatą. Nikt się jednak nie spieszył (chociaż większość była już spóźniona - tak jak ja) i czekaliśmy na autobus z jednostki którego mogliśmy się spodziewać. Wszyscy upajali się ostatnimi chwilami wolności. Po godzinnym oczekiwaniu podjechał autobus w sraczkowatym kolorze i kierowcą w mundurze. Wiedzieliśmy, że to jest już prawie koniec i za kilkanaście minut znajdziemy się za murami. Wsiadamy jednak do "autokaru" i jedziemy do jednostki.
Pierwszy szok