Następnego dnia, gdy obudził się rano, znowu ruszył w swoją wędrówkę po sklepach. Nie rozglądał się, nie chciał, aby ewentualni szpiedzy wiedzieli, że on domyśla się ich obecności. "Może kiełkują im jakie wątpliwości co do celu mych wędrówek, ale niech pozostaną wątpliwościami - powtarzał sobie. - Niech sprawdzają wszystkie te kontakty z bolesną myślą, że najprawdopodobniej robią to na darmo".
Tak minęły mu dwa dni. Trzeciego wszedł do niepozornego warsztatu szewskiego. "A może byłby czas najzupełniej serio podzelować sobie buty?" - pomyślał. Spojrzał na bladą,
jasnooką
, najzupełniej niewłoską twarz szewca... I usiadł.
A szewc, płacząc, ukląkł przed niem i zaczął zdejmować mu buty.
|