Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000039
Tytuł:
Wydawca: Książka i Wiedza
Źródło: Rząd polski na uchodźstwie1939-1345 : organizacja, personalia, polityka
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Eugeniusz Duraczyński,  
Data publikacji: 1993
az nieformalna grupa Mikołajczyka (Banaczyk, Kot, Kukiel, Romer, Stańczyk i prawdopodobnie ks. Kaczyński), dzięki której premier mógł całkowicie panować nad gabinetem. Stanisław Mikołajczyk urodził się 18 lipca 1901 r. w Westfalii, dokąd w poszukiwaniu lepszych warunków życia wywędrowali jego rodzice. Po powrocie nabyli sześciohektarowe gospodarstwo w miejscowości Strzyżew koło Kostrzyna. We wczesnej młodości ukończył cztery klasy szkoły powszechnej, a później jeszcze dwa kilkumiesięczne kursy.
U zarania niepodległości walczył o granice państwa w powstaniu wielkopolskim oraz wojnie 1920 r. Był więc żołnierzem trzech wojen, ale nie nabrał respektu dla korpusu wyższych dowódców. W 1922 r. wstąpił do Polskiego Stronnictwa Ludowego "Piast", później, kiedy w 1931 r. stronnictwa chłopskie połączyły się w jedno Stronnictwo Ludowe, wybrano go do Naczelnego Komitetu Wykonawczego — w 1933 r. W 1930 r. nabył dwudziestohektarowe gospodarstwo w Międzylesiu koło Wągrowa. Gospodarzył tam wraz z żoną Cecylią z domu Ignasiak (1901—1951), która urodziła mu syna Mariana. Cały czas działał w ruchu ludowym. Był prezesem Wielkopolskiego Związku Młodzieży Wiejskiej i Wielkopolskiego Towarzystwa Kółek Rolniczych. Mikołajczyka cenił bardzo wysoko Wincenty Witos. To jemu właśnie podyktował 22 stycznia 1937 r. plan aktywizacji politycznej Stronnictwa Ludowego, powierzając mu kierownictwo całej akcji. Już wtedy Stanisław Mikołajczyk był znanym szerszej publiczności działaczem politycznym. W latach 1930—1935 posłował z ramienia Centrolewu do Sejmu i pełnił tam funkcję sekretarza klubu parlamentarnego PSL, a następnie SL. W samym stronnictwie był już p.o. prezesa NKW. W 1937 r. kierował przygotowaniami stronnictwa do strajku chłopskiego. Jako zwolennik linii Witosa wraz z prof. Stanisławem Kotem i wieloma innymi ludowcami opowiedział się za koncepcją Frontu Morges, której rzeczywistym twórcą był Władysław Sikorski. Niejednokrotnie spotykał się też z generałem, omawiając z nim różne kwestie polityczne. Ale, jak się zdaje, nie nabrał wówczas większego przekonania do późniejszego premiera. W lutym 1938 r., na ostatnim przed wojną kongresie Stronnictwa Ludowego, Mikołajczykowi ponownie powierzono obowiązki wiceprezesa NKW. Po przegranej w 1939 r. wojnie znalazł się w obozie dla internowanych na Węgrzech, skąd po kilku tygodniach udało mu się wydostać. Przybył do Paryża. Samouk polityczny, ale obdarzony instynktem politycznym, inteligencją, wolą działania i sporą wyobraźnią, znalazł się u boku Sikorskiego. Miał wprawdzie niemałe już doświadczenia jednego z przywódców masowego, opozycyjnego jednak stronnictwa politycznego, brakowało mu wszakże — co zrozumiałe — doświadczenia w działalności państwowej. Dlatego też na kształtujący się polski układ polityczny na obczyźnie spoglądał przez partyjne okulary. Spraw państwa, i nie tylko tego, uczył się szybko. Nawet jego najzagorzalsi przeciwnicy przyznają na przykład, że kiedy wraz z innymi znalazł się w Londynie, bardzo szybko opanował język angielski. W styczniu 1940 r. objął swoje pierwsze funkcje związane z państwem. Został też członkiem Komitetu dla Spraw Kraju. Polityczna rola Stanisława Mikołajczyka jako działacza państwowego po raz pierwszy zarysowała się wyraziście latem 1941 r., w czasie kryzysu rządu gen. Sikorskiego po podpisaniu 30 lipca układu ze Związkiem Radzieckim. Opowiedział się bez reszty po stronie premiera rządu Rzeczypospolitej, z całą siłą wystąpił też przeciwko tym, którzy sabotowali jego politykę wschodnią. Już wówczas bowiem uważał unormowanie stosunków polsko-radzieckich na gruncie poszanowania niepodległości, suwerenności i integralności Polski za jedno z najważniejszych zadań polityki polskiej. We wrześniu został ministrem spraw wewnętrznych oraz wicepremierem. Nigdy jednak — w przeciwieństwie do prof. Stanisława Kota — nie był bezkrytycznie zapatrzony w Sikorskiego. Nieraz z brutalną otwartością ganił poczynania premiera i naczelnego wodza i zasadzie tej pozostał wierny niemal do końca jego dni. Nie należał do posłusznych i bezkrytycznie zapatrzonych w "gwiazdę generała" wykonawców. Miał poczucie siły wynikającej z roli ruchu ludowego, deklarował Sikorskiemu pełne poparcie tego ruchu i swoje własne, ale za cenę stale wzrastającą. Myślał o wydźwignięciu Stronnictwa Ludowego do pozycji głównej politycznej siły rządowej, i to zarówno na obczyźnie, jak i w kraju, w czasie wojny i po jej zakończeniu. Szansę realizacji tych ambitnych planów prezes — jak go wówczas nazywano — widział w sojuszu z Sikorskim, ale Sikorskim — dłużnikiem Mikołajczyka. W latach 1941—1943 stał się najbliższym współpracownikiem generała, nie zamierzał jednak rezygnować z roli kontynuatora dzieła Witosa. 15 lipca 1943 r. ten krępy, masywny mężczyzna, z mocno zaawansowaną łysiną, ale przecież nadal jak na polityka bardzo młody, stawał w nowej roli przed Polakami i światem. W ówczesnych układach politycznych tylko on mógł zastąpić tego, który 4 lipca zginął w Gibraltarze. 27 lipca wystąpił przed Radą Narodową z rządowym exposé: "Rząd Rzeczypospolitej Polskiej, któremu mam zaszczyt przewodniczyć, staje przed Panami w momencie wyjątkowo ciężkim i bolesnym dla Polski. Niespodziewana i tragiczna śmierć Premiera i Naczelnego Wodza, Generała Sikorskiego, w momencie straszliwych zmagań wojennych i ciężkiej sytuacji międzynarodowej zbiegła się z nowymi straszliwymi wiadomościami o mordach i gwałtach, których dokonują Niemcy ze wzmożoną siłą, w szczególności na terenie Lubelszczyzny. Złożyliśmy hołd pamięci poległego Premiera i Naczelnego Wodza, który był czymś więcej niż Premierem i Naczelnym Wodzem, był duchowym przywódcą Narodu Polskiego i symbolem Polski Walczącej. Był on naszym natchnieniem i naszym drogowskazem. Tym pozostanie on dla nas i nadal, służąc jak za życia, tak i po śmierci sprawie, którą ukochał, sprawie Polski wielkiej, sprawiedliwej i demokratycznej". Za pierwszy obowiązek nowego rządu jego premier uznał kontynuowanie "dzieła generała Sikorskiego", tzn. prowadzenie — wspólnie ze sprzymierzonymi — wojny z Niemcami aż do zwycięskiego końca, oraz współdziałanie przy budowaniu i gruntowaniu trwałego pokoju w Europie. Dalej mówił, że zapewne w przyszłości w wolnej Polsce trzeba będzie zmienić konstytucję. Ta jednak, dopóki rząd znajduje się poza granicami Polski, "musi być i będzie unawana", przy równoczesnym przestrzeganiu zasad zawartych w tzw. umowie paryskiej. Premier deklarował, że o przyszłym ustroju państwa zdecyduje "kraj sam, w swobodnie wyrażonej woli", choć pragnąłby w Polsce demokracji nie tylko formalnej, ale i społecznej. Mówił też Mikołajczyk sporo o zasadach, jakie legły u podstaw koalicji stronnictw tworzących rząd, a równocześnie odrzucał "zarzut partyjniactwa, wysuwany często przez tych, którzy sami byli zwolennikami najgorszych metod monopartii", co było wyraźną aluzją do agitacji uprawianej przez piłsudczyków i pion propagandowy gen. Andersa. Zwrócił przy tym uwagę, że nowa Rada Ministrów w pierwszej swojej uchwale całkowicie opowiedziała się za deklaracją gen. Sikorskiego z 24 lutego 1942 r., uznając ją za podstawę polityczną rządu. Nawiązując zaś do tekstu samej deklaracji, nowy premier krótko i w najogólniejszych ujęciach poruszył kilka kwestii gospodarczych, a zwłaszcza zadań wyłaniających się ze zmian dokonanych w kraju przez okupanta. Sporo słów poświęcił opiece nad polskimi uchodźcami. Wracając zaś do spraw gospodarczych oświadczył, że "celem rządu będzie przygotowanie pełne i szczegółowe wszystkich zarządzeń i aktów, jakie okażą się konieczne dla przejścia z gospodarki okupacyjnej do normalnej gospodarki pokojowej. Należy skoncentrować się — mówił Mikołajczyk — głównie na okresie 6 do 12 miesięcy po wojnie, bo okres ten będzie pod każdym względem najcięższy, najtrudniejszy, ale zarazem najbardziej decydujący dla przyszłości narodu i państwa i dla faktycznych owoców zwycięstwa". W polityce zagranicznej premier wysunął na czoło zadanie takiego pogłębienia współpracy z Wielką Brytanią, by w przyszłości mogła przybrać formy "stałe i niewzruszone". Mówiąc zaś o Stanach Zjednoczonych podkreślił, że przyjaźń z tym mocarstwem, które "przygotowuje się do odegrania wielkiej roli w rekonstrukcji powojennej", musi być przez Polskę "serdecznie pielęgnowana". Nie pominął też przyszłości relacji polsko-francuskich, ale szczególny akcent położył na konieczność nowego ułożenia stosunków w Europie Środkowej. Twierdził, że "klucz do zagadnienia europejskiego leży właśnie w tej części Europy" i że narody tego regionu powinny po wojnie "stworzyć pewien wspólny system polityczny i gospodarczy". Na koniec przeglądu polskiej polityki zagranicznej Mikołajczyk odniósł się do "zagadnienia polsko-sowieckiego, które, choć omawiane na końcu, jest w chwili obecnej naczelnym zagadnieniem naszej polityki zagranicznej". Premier mówił dalej, iż zdaje sobie sprawę "z trudności wynikających z przeszłości dawnej i nie tak dawnej", ale deklarował gotowość ich usuwania, ponieważ "porozumienie z Rosją jest dla nas historyczną koniecznością", podobnie jak "jest także koniecznością dla Europy jako całości, bo od tego zależeć będzie konsolidacja i równowaga w Europie". Premier, kończąc swoje godzinne przemówienie, wyraził przekonanie, że wojna, która "weszła w fazę przełomową", przyniesie klęskę niemieckiego "kolosa totalizmu", zwycięstwo demokracji. "Wierzymy — mówił — że zobowiązania naszych wielkich aliantów [tj. Anglii i USA — E. D.] będą w pełni dotrzymane. Wierzymy, że z wojny Polska wyjdzie pomnożona i zbudowana na trwałych i mocnych fundamentach demokracji, sprawiedliwości i wolności". Apelował: "Sikorski uczył nas przekuwać kruchy złom klęski w stalową broń zwycięstwa. Ponieśliśmy wielką stratę, tracąc wielkiego męża stanu i wielkiego żołnierza Utrata gen. Sikorskiego nakazuje nam zewrzeć szeregi i wzmocnić tempo pracy — wszyscy mogą pracować więcej, jeśli się chce i musi. A my chcemy i musimy".
W sumie przemówienie Mikołajczyka było spokojne, ostrożne i na tyle ogólne, by niczego nie przesądzać, nikogo nie oskarżać. Premier pragnął najwyraźniej przedstawić swój rząd jako kontynuatora "linii Sikorskiego", rząd konsolidacji narodowej i demokratycznej orientacji, prowadzący otwartą politykę, służący naczelnej idei wygrania wojny i pokoju, ułożenia powojennych stosunków z sąsiadami na zasadach dobrosąsiedzkich, podkreślając przy tym ścisły związek Polski z mocarstwami anglosaskimi i z nim