Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000062
Tytuł:
Wydawca: W.A.B.
Źródło: Pies na telewizję
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Tomasz Raczek,  
Data publikacji: 1999
ną nadzieją. Tak było w przypadku akcji ostrzegania młodzieży przed narkotykami. Zapał pomysłodawczyni, Barbary Labudy - która ma głowę polityka i duszę społecznika - jeszcze raz przeniósł góry: wszystkie polskie kanały telewizyjne wyemitowały równocześnie ten sam film, amerykańską kreskówkę, Tajemnica zaginionej skarbonki, w której bohaterowie najpopularniejszych seriali animowanych opowiadają historię mającą uświadomić dzieciom, że narkotyki to nie atrakcja, tylko zagrożenie. I to śmiertelne.
Z niedowierzaniem przełączałem telewizor z kanału na kanał. Wszędzie ta sama historia chłopca, który kradnie swej siostrze skarbonkę, by zdobyć pieniądze na "porcję" narkotyku. Wszędzie smurfy, Królik Bugs, Kubuś Puchatek... Pospolite ruszenie bohaterów dziecięcych snów przeciwko groźnej rzeczywistości. A potem rozmowy o narkotykach, specjalnie skomponowane piosenki (TVN) i hasło najdobitniej lansowane w Dwójce: "Dziękuję, nie biorę". Jeszcze teraz mam przed oczami obraz powtarzającej je z mocą Grażyny Torbickiej. Ciekawe, czy to pomoże? Przekora każe mi pozostać sceptykiem. Film okazał się po amerykańsku sprawny, akcja konsekwentna i dobrze nagłośniona , cel szlachetny. Ale dostrzegłem w niej błąd psychologiczny: ostrzegano nas przed narkotykami i ludźmi, którzy je rozprowadzają, czyli dealerami. Tymczasem zagrożenie tkwi w nas samych, w naszej psychice. W jej słabościach i uległości na presję sytuacji. Żaden narkoman nie został nim dlatego, że postanowił być narkomanem. Nałóg bierze się z chwil słabości, samotności i niepewności. Z tych sekund, kiedy się zapominamy i opuszczamy życiową gardę. Tylko los szczęścia decyduje potem, czy staną się one nieistotnymi epizodami, czy wyrokiem na resztę życia. A los bywa przewrotny.
Wiem to na pewno, bo Grażynie Torbickiej, mówiącej: "dziękuję, nie biorę", odpowiedziałem w myślach "ja też dziękuję, już spróbowałem". Jak to się stało? Całkiem inaczej niż w kreskówce. Pierwszy był haszysz. Zjadłem go sporo, opychając się smakowitym ciastem (przyznaję, że jestem łasuchem) na hucznej imprezie towarzyskiej. Było wesoło, bogato, dekadencko. Wokół sami piękni i utalentowani ludzie, z głośników płynęła najmodniejsza muzyka, chciało się żyć. Hasz ukryty w cieście miał być zabawnym