Dane tekstu dla wyniku: 5
Identyfikator tekstu: IJPPAN_p0009400073
Tytuł: Pokochaj nauczyciela
Wydawca: Fundacja Źródło przy współudziale Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców oraz Duszpasterstwa Nauczycieli "Ostoja"
Źródło: Wychowawca nr 202
Kanał: #kanal_prasa_miesiecznik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Marek Warecki, Wojciech Warecki,  
Data publikacji: 2009-10
Pokochaj nauczyciela
Rozmawiamy z Panią Henryką Stańczyk, która wkrótce skończy 90 lat, mimo to nadal interesuje się polityką i jest bardziej na „bieżąco” ze sprawami Polski niż niejeden politolog. W zawodzie nauczycielskim przepracowała 40 lat. Była żołnierzem AK. W swojej pracy koleżeńska i lubiana, szczególnie pomagała młodym nauczycielom. Ma dwóch synów: jeden jest profesorem ASP, a drugi tłumaczem. Już w latach 70. uczyła młodzież samorządności. Wiąże się z tym pewna historia. W szkole, w której nauczała, pełniła funkcję opiekuna samorządu, który był prowadzony wzorowo i uznany za jeden z najlepszych. W 1976 roku większość członków grona nauczycielskiego została odznaczona – poza Panią Henryką, zapewne ze względu na przeszłość akowską. Jeden z uczniów ósmej klasy był tym tak oburzony, że chciał publicznie przeciwko temu zaprotestować. Pani Henryka powstrzymała go: „Teraz daj spokój. Czasy są takie, że sobie zaszkodzisz, a mnie nie pomożesz”. Przepracowała Pani w zawodzie nauczyciela 40 lat. Jak wyglądał Pani start zawodowy? Już w PRL. Nauczyciele byli w szczególny sposób eksterminowani przez okupantów niemieckich i dlatego po wojnie, po 1945 roku, odczuwalny był ich dotkliwy brak. Ja miałam przygotowanie pedagogiczne, a praktyki nabywałam prowadząc kursy i szkolenia w AK, do którego należałam. Z chęcią podjęłam się tej pracy i w tym zawodzie pracowałam aż do emerytury. Jaka był szkoła w czasach PRL? Szkoła była oczywiście całkowicie laicka, promująca ideologię marksistowko-leninowską oraz przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Nauczyciele musieli realizować taki program, jaki był im podawany przez Ministerstwo, a przecież znajdowały się w nim takie tematy, jak np. „Lenin w Poroninie”. Nie realizując programu, nauczyciel był zagrożony donosem oraz utratą pracy, ale to on sam decydował, czy o Leninie będzie mówił 5 czy 45 minut i w jakim kontekście będzie to robił. Władze mogły narzucać nam plan, ale gdy drzwi do klasy się zamykały, to zasięg ich kontroli stawał się bardzo ograniczony. Trzeba było pamiętać, żeby wpisać „ideologiczny” temat lekcji do dziennika, bo to zawsze było sprawdzane. A sam poziom i jakość nauczania zależały przede wszystkim od kadry nauczycielskiej. Koszmarem były kursy historii WKP(b) (Wielkiej Komunistycznej Partii Bolszewików). Zajęcia odbywały się raz na tydzień w szkole po pracy. Potem trzeba było zdawać z tego egzamin przed komisją państwową. Czy łatwo było uczyć młodzież patriotyzmu w czasie PRL? Uczenie patriotyzmu w szkole w dużej mierze zależało od tego, na co my, nauczyciele, chcieliśmy zwracać uwagę: czy na wiedzę, czy na „poprawność polityczną”. Do jednych spraw młodzież odnosiła się z sercem i chętnie, szczególnie związanych z historią naszej ojczyzny. Inne sprawy i tematy były często robione sztucznie. Przykładem mogły być akademie „ku czci rewolucji październikowej”, które każda szkoła musiała przecież przeprowadzać, i wtedy o stosunku uczniów do tematu przeważnie decydowała postawa nauczyciela, a im bardziej był on autorytetem dla uczniów, tym większy wywierał na nich wpływ. Już w latach siedemdziesiątych rozmawiałam z innymi nauczycielami na temat Katynia i prawdy o tej zbrodni, i pamiętam, jak niektórzy członkowie partii bardzo się na mnie za to obrażali. Po latach, przynajmniej niektórzy z nich, w prywatnych rozmowach, przyznawali mi rację. Jacy byli wtedy nauczyciele? Jaka była rola ZNP? Przede wszystkim nikt nikogo nie pytał, czy chce należeć do ZNP. Każdy nauczyciel musiał być członkiem związku, czy chciał tego, czy też nie. Składkę automatycznie odtrącano od poborów. Nauczyciele byli różni: jedni umieli przekazywać swoją wiedzę i lubili swoją pracę i młodzież, inni znaleźli się w tym zawodzie z przypadku, pracowali słabo, ale ci byli posłuszni wszystkim poleceniom, jakie otrzymywali od władzy i dzięki temu dalej byli zatrudniani. Każdy musiał też prenumerować tygodnik „Głos nauczycielski” – prenumerata była zbierana dla całego grona pedagogicznego. Zresztą zazwyczaj nikt go nie zabierał do domu i woźne notorycznie używały go do pastowania podłogi. Zebrania odbywały się okresowo, omawiano różne sprawy bieżące, nie przypominam sobie jednak w swojej szkole, żeby związek występował w sprawie wynagrodzeń dla nauczycieli czy poprawy warunków pracy lub materialnych Jak Pani wspomina wywiadówki, stosunek rodziców do szkoły i nauczycieli? Na wywiadówkach miałam dobre relacje z rodzicami i ze szkołą. Nie wnoszono na tych spotkaniach pretensji i zarzutów. Może też i dlatego, że bardziej od szukania winnych jakiejś sytuacji starałam się znaleźć rozwiązanie, które zapobiegłoby ponownemu pojawieniu się kłopotów. Dla mnie największą satysfakcją było, gdy nie musiałam stawiać ocen niedostatecznych, tylko dobre. Cieszyło mnie także, kiedy koledzy, którzy przejmowali po mnie klasę, dobrze oceniali moją pracę z młodzieżą. Co to znaczy dobra klasa? Dobra klasa może być zależna od zespołu, jaki stanowi, od liczby uczniów zdolnych, dopilnowanych przez rodziców, i od środowiska. W dużej mierze zależy też od wychowawcy, który umie słabszą klasę uczyć i wychowywać. Trudna młodzież to taka, którą nikt nie wspomaga, nie ma się nią kto zająć, co prowadzi do niepodejmowania przez nią swoich obowiązków i buntowniczych zachowań. Przez cały okres mojej pracy, czyli przez 40 lat, młodzież nie zmieniała się w jakiś radykalny sposób. Mam wrażenie, że teraz, na przestrzeni kilku, kilkunastu ostatnich lat, dokonała się większa zmiana. Stało to się za sprawą np. zmniejszenia wymagań wobec młodzieży. Nastąpiło lekceważenie szkoły i nauczycieli. Jak zapanować nad klasą? Nad klasą zapanować można wtedy, kiedy samemu uda się być opanowanym i umie się sięgnąć po rzeczowe argumenty oraz zainteresować nimi grupę. Na co przede wszystkim powinien zwracać uwagę młody nauczyciel? Młody nauczyciel powinien starać się poznać środowisko, w którym będzie pracował i możliwości danej młodzieży. Musi umieć zainteresować swoim przedmiotem, wykazać się kompetencją i zdobywać sympatię kolegów i uczniów. Czy doświadczenia nauczycieli emerytów są wykorzystywane? Nie, zresztą nie wiem, czy ktoś chciałby ich słuchać. Emeryci prawie już nie pracują w zawodzie, bo potrzebna jest praca dla młodszych. Czy warto być nauczycielem i uczyć ludzi? Tak, jak najbardziej. Lubiłam pracę w tym zawodzie i lubiłam młodzież. Warto być nauczycielem. Znam taką nauczycielkę emerytkę, która pierwszego września stała w oknie i płakała, jak uczniowie szli do szkoły, bo tak bardzo chciała być z nimi w szkole i uczyć. Dziękujemy za rozmowę. Marek Warecki, Wojciech Warecki