- Ja zobaczę, ja właśnie teraz myślę. - Wstał. - Kawa, chłopaki, kawa! - wykrzykiwał jak przekupień, idąc w stronę jaszcza.
Przy pierwszym plutonie wciąż jeszcze debatowano nad tym, jak i kiedy skończy się wojna. Warszawiak gardłował najgłośniej, snuł coraz bardziej optymistyczne horoskopy. - Jak ich pobiją, będzie całkiem inaczej, zobaczycie. Nie będzie żadnych granic, będziesz, bracie, jeździł, gdzie ci się podoba. Nie będzie już nigdy wojen, a naród nie będzie tak
dziadował
, jak przedtem, bo wszystko kupisz bez cła.
Ale słuchający nie zdawali się podzielać wiary w tę świetlaną przyszłość. Oczy ich spoglądały ponuro i nieufnie, szczęki międliły tępo suchą namiastkę kawy.
|