Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_1102000000012
Tytuł:
Wydawca: Świat Książki
Źródło: Oni
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_publ
Autorzy: Torańska Teresa,  
Data publikacji: 1985
Zabierz mnie - ale jak! Mama wróciła do Moskwy i podjęła starania, by oddali jej dzieci. Chodziła tak, chodziła, aż wreszcie doszła do samego Wyszyńskiego, prokuratora generalnego. On ją wysłuchał i powiedział: , babko, nie rzucajcie się, bo będzie gorzej. I rzeczywiście było gorzej, bo po tygodniu ją aresztowali. Przesiedziała w Butyrkach ze dwa miesiące i dostała 5 lat zesłania.
Luty, ona w białych tenisówkach i satynowej sukience. Litościwy żołnierz dał jej w drodze szynel. Zawieziono ją etapem do Kazachstanu. Jakaś wieś, kołchoz, zapadła dziura, ale moja mama nigdy łatwo się nie poddawała. O Ninę była względnie spokojna, ale o oddanie Hanki dalej walczyła uparcie. Pisała do wszystkich możliwych urzędów. Odpowiadano jej, że zgodnie z obowiązującym prawem nie mogą oddać dziecka, bo nie mają upoważnienia od matki. Fakt, że matka siedzi, pozbawiona prawa korespondencji, a nawet pozbawiona informacji o losach własnych dzieci, że żadne listy do niej dojść nie mogą, ani ona nie może wysłać żadnego, administracji nie interesował. Oczywiście od razu wysłałam mamie upoważnienie. Pod koniec września zaczęto nas rozwozić. Beria chyba pomyślał: po co te baby mają siedzieć za drutami i coś tam haftować (bo w 23 punkcie, gdzie nie było elektryczności, udało się zorganizować pracownię hafciarską i haftowałyśmy koszule ukraińskie i milanezową bieliznę haftem richelieu dla gułagowskich dam), kiedy można je lepiej wykorzystać przy rąbaniu drzew w tajdze. Najpierw wywieziono "pięciolatki" do Karelii. Po nich poszedł duży etap "ośmiolatek", chyba z 900 kobiet. Jechałyśmy długo, w bydlęcych wagonach, pociągi etapowe zatrzymywały się z reguły nie na stacjach, a na bocznicach kolejowych. Raz jednak pociąg zatrzymał się na małej stacyjce. Z konduktorem poszłam po wrzątek. Nalałam do wiadra i nagle zobaczyłam gazetę. Leżała na ziemi. Chwyciłam ją, konwojent nie zareagował, wsadziłam za tiełogriejkę, w wagonie przeczytałam. To była jakaś "Wołogodzka Prawda". Znalazłam w niej wzmiankę, maleńką, podobną do informacji o wypadkach drogowych, że Warszawa skapitulowała. W ten sposób dowiedziałam się o wojnie, o okupacji hitlerowskiej, o tragedii mojego kraju.
Nie istnieje widać granica wytrzymałości, po której przekroczeniu wszystko obojętnieje. Przez całą dalszą drogę myślałam tylko o tym, przeżywałam tę klęskę.