Mijały dni, tygodnie. Mijało mury życie gdzieś po tamtej stronie bramy. Od Gęsiej.
Pierwszego maja spadł śnieg i biało-zielony kasztan na dziedzińcu zdumiewał ciężką, skrzącą w słońcu
okiścią
. Dwie niezwykłości w jednym dniu - majowy śnieg i śpiew daleki, wiejący z placu Wolności, "czerwony" śpiew: A tu- człowiek niewolny. Skrawek nieba i ręce na kracie.
W połowie maja chowano Marszałka. Dzwony biły jękiem spiżowym na wieczne odpoczywanie, na żałobę narodową. Pod to requiem ogłuszające, panikarskie, zbiegły się zewsząd sukcesory osierocone, pułkowniki czy inne duszpastuchy kadrowe, i pełnym pyskiem uczciwszy ojczyznę na stypie, pędziły trzodę wylękłą na kupę, do zagrody Ozonu, do strzyży według nowej ordynacji wyborczej, a towarzysze z masówki tuż pod więzieniem wołali: - Zrzucajcie opaski żałobne! Ani grosza na kopiec Piłsudskiego! Zbierajcie
|