Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k123558
Tytuł:
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie
Źródło: Orinoko
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Arkady Fiedler,  
Data publikacji: 1957
, to przecież w stosunku do mnie jednomyślnej zgody nie było. Zatrute ziarno czarownika padło w niejedną duszę. Jaki taki swój, z rodu, ujrzawszy mnie z dala, nagle chyłkiem zbaczał, by nie spotkać się, a zaczaiwszy się za krzewem, podejrzliwym okiem ścigał moje ruchy. Ten i ów, dawniej towarzysz życzliwy, dziś odwracał wzrok, bał się mego spojrzenia. Jeszcze nie był mi jawnym wrogiem, ale drążył go jad niepewności, kim ja byłem. Któż wiedział, czy jednak nie tkwiła we mnie ta przewrotna dusza?
Nawet w najbliższe otoczenie zakradł się cień wątpliwości. Wszedłem kiedyś do szałasu Lasany, sąsiadującego z moją chatą, by czegoś się od niej dowiedzieć. Całkiem naturalnie rzuciłem wzrok na nieszczęsne dziecko. Gdy matka Lasany to spostrzegła, wrzasnęła jak zbzikowana , rzuciła się na dziecko, zakryła je przede mną swoim ciałem i z przeraźliwym krzykiem kazała mi iść precz. Ścisnęło mi się serce; poszedłem.
Siadłem u progu mej chaty. Zaraz przykuśtykał Arasybo i przycupnął wedle mnie, prawie bokiem ocierając się o bok. Była w przyrodzie cisza nadzwyczajna, parne, ciężkie powietrze stało nieruchomo. Krople jeszcze nie padały, ale ulewa wisiała nad głową. Kłęby niskich chmur opierały się tu i owdzie na wierzchołkach drzew. Dudnienie bębna w Serimie, zawsze to samo, zawsze to samo, słychać było wyraźniej niż kiedykolwiek. Odgłos ten, niby złowieszczy pomruk demonów, tchnął nielitościwą wymową, nabier