Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_1202900001120
Tytuł:
Wydawca:
Źródło: Kultura nr 5/500
Kanał: #kanal_prasa_miesiecznik
Typ: #typ_publ
Autorzy: Gustaw HERLING-GRUDZIŃSKI, Kornel FILIPOWICZ,  
Data publikacji: 1989
Jedna z dziewcząt nawet uśmiechała się. Ale to nie był uśmiech, tylko skrzywienie ust. Z jej twarzy nie promieniowało światło, jak z tamtych dwóch, które widziałem przed chwilą w sypialni gospodarzy. Portrety tych dziewcząt były jakieś płaskie, powierzchowne, jak kolorowane zdjęcia w witrynach prowincjonalnych fotografów. Minęły te dwie czy trzy minuty. Zaczęliśmy się żegnać z gospodarzami.
Drogę nazajutrz mieliśmy przed sobą daleką, ale mnie zdarzyło się jechać w towarzystwie osoby, którą znałem. Na tyle dobrze, aby móc z nią dosyć swobodnie rozmawiać, a tak się złożyło, że osoba ta znała sporo szczegółów z życia malarza Z. Jechaliśmy drogą piękną, miejscami niebezpieczną, wijącą się wśród skał i nad przepaściami. Chwilami przestawaliśmy rozmawiać, bo z jednej strony piętrzyły się pionowe kamienne ściany, z drugiej dzieliło nas czasem pół metra od brzegu przepaści. Widzieliśmy, jak spod kół jadącego przed nami samochodu pryskają kamienie i spadają w otchłań. W takich więc chwilach przerywaliśmy rozmowę, bo jednak nie czuliśmy się zbyt pewni życia, ale to nie trwało długo. Mijaliśmy szczęśliwie skały i przepaście, droga prostowała się, przed nami otwierał się widok na łagodne, pokryte lasami stoki i na wysokie góry, ale jeszcze odległe. Nasza rozmowa mogła toczyć się dalej. Dowiedziałem się, że wybuch rewolucji październikowej zastał malarza Z. i jego bardzo wtedy młodą żonę we Francji. Nie żyli w nędzy, ale trzeba powiedzieć, że biedowali, trwała jeszcze wojna. W tamtych czasach biedowała większość młodych artystów. We Francji bytowało przecież kilkadziesiąt tysięcy malarzy! Państwo Z. przenieśli się więc na prowincję, gdzie było znacznie taniej, a okolica przypominała im trochę ojczyznę: podobne do tamtych, rodzinnych, kamienne domy, oddzielone od siebie niskimi murkami, z których zwieszały się girlandy drobnych, kolorowych, odurzająco pachnących kwiatów. Poranki z pianiem kogutów, z niebem bladobłękitnym, chłodne wieczory z błyszczącym, granatowym niebem. Mogę sobie to wyobrazić. Mieszkając na prowincji, wcale nie byli odcięci od tego, co się działo w Paryżu i na świecie. Duch sztuki wydawał się wszechobecny. Jeździli zresztą na wszystkie ważniejsze wystawy. Odwiedzali ich koledzy z Paryża i ci, którzy tak jak oni mieszkali na prowincji. Oglądali nawzajem swoje obrazy. Żyli jeszcze wielcy: Monet, Bonnard, Vuillard, Matisse. Impresjonizm był już sztuką dominującą w gustach powszechnych i panującą nad rynkiem. Ci wielcy starzy mogli już mieszkać wygodnie i żyć dostatnio, doskonaląc spokojnie swoją uznaną wizję świata. Ale działali malarze, którym impresjonizm już się sprzykrzył, poszukujący nowych środków wyrazu, gdyż duch sztuki jest duchem bardzo niespokojnym. Działali młodzi fauviści , kubiści, abstrakcjoniści, surrealiści. W ogóle były to czasy niezwykłego pobudzenia i ożywienia myśli i uczuć, któremu towarzyszyło przekonanie, że istnieje wiele sposobów widzenia świata.
Wszystkie te izmy kłębiły się głównie we Francji, także w pobliskich Niemczech i Włoszech, ale jednak głównie we Francji. Tak, wiemy to z historii sztuki. Kłótnie, manifesty, skandale, nawet afery. Z. miał wtedy dobry okres, dużo malował. Przeżywał nie tak znowu częste w życiu artysty chwile, kiedy bez wielkiego mozołu znajduje się to, czego się szuka, gdy intuicja pozwala bezbłędnie wiedzieć, czego się szuka. Są to chwile, kiedy myśl pozostaje prawie bezczynna: gdy wystarcza, że tylko oko kont