Dane tekstu dla wyniku: 26
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000023
Tytuł:
Wydawca: Wyd. Literackie
Źródło: Jezioro Bodeńskie
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Stanisław Dygat,  
Data publikacji: 1946
Nie zobaczyłem więcej Janki. Kiedy odjeżdżała, leżałem na górze na łóżku i czytałem książkę...
Lato się skończyło. Nadeszła jesień. Suche liście szeleściły po podwórku. Nastały długie wieczory. W międzyczasie umarł Roullot. Zanim jeszcze na skutek zapalenia mózgu musiał leżeć w łóżku, popadł w jakąś apatię. Nie bawił się już nawet z małym Johnnym, tylko włóczył się sam, godzinami stał przy płocie patrząc przed siebie, listów z domu nie przyjmował wcale: nie rozpieczętowane wrzucał do kosza. Ożywił się nieco, gdy zjechała do obozu pani Coolidge z kilkumiesięcznym dzieckiem. Przez pewien czas chodził za nią prosząc, żeby mu pozwoliła powozić niemowlę w wózku albo ponosić na ręku. Bawił je grzechotką i karmił z butelki. Pewnego dnia, gdy zbudziliśmy się rano, Roullot leżał na łóżku machając rękami i nogami i krzycząc wniebogłosy. Myśleliśmy, że to jakieś żarty, ale twarz miał nieprzytomną i spoconą. Widać było, że musi mieć gorączkę. Zawezwany lekarz stwierdził zapalenie mózgu. Żył jeszcze biedak tydzień, męcząc się strasznie. Pokarmów nie chciał przyjmować inaczej jak z butelki ze smoczkiem, płakał i śmiał się jak niemowlę i krzyczał, gdy ktoś do niego podchodził. Tylko na mój widok machał radośnie rękami i uśmiechał się pokazując bezzębne dziąsła. Dnie całe spędzałem przy jego łóżku. Za pośrednictwem policjanta kupiłem grzechotkę i gumowego kotka. Gdy mu to dałem, widziałem, jak bardzo jest szczęśliwy. Nie pozwolił sobie odebrać tych zabawek ani na chwilę. Pewnego dnia wyciągnął się na plecach i począł dziwnym wzrokiem patrzeć na sufit. Zdawało mi się, że chce coś powiedzieć, że odzyskał na moment przytomność, ale nagle obrócił się na bok, począł kurczyć pod siebie nogi i kulić na piersiach ręce, głowę opuścił w ramiona i po chwili już nie żył. W mocno zaciśniętych rękach trzymał grzechotkę i gumowego kotka. Nie można było mu rozewrzeć palców, trzeba było pochować go z tymi zabawkami.
Minęła jesień, nadeszły pierwsze dni zimowe. Spadł śnieg i stopniał. Wiatr hulał po podwórzu. Coraz mniej włóczyli się ludzie po korytarzach, coraz mniej ze sobą mówili. Długie wieczory spędzaliśmy w pokojach przy stole pod lampą, która jednoczyła nas swoim kręgiem. Czytaliśmy książki, grali milcząc w karty i w warcaby, ale każdy zapatrzony był w mijające krótkie dni, które nie wiadomo dokąd zmierzają, każdy zapatrzony był w swoje dzieje, unieruchomione w gmachu szkolnym.