Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k0RLG257
Tytuł:
Wydawca: Edycja Świętego Pawła
Źródło: Patrzę w przyszłość [i przeszłość] z uśmiechem i radością…
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_publ
Autorzy: Jan Kobuszewski,  
Data publikacji: 2008
W czasie okupacji cała nasza rodzina wieczorem zbierała się (ja byłem mały, więc już leżałem w łóżku) i mama odmawiała głośno Różaniec. To robiło na mnie wielkie wrażenie.
Jeżeli chodzi o święta Bożego Narodzenia, to pierwszą Wigilią, którą dobrze zapamiętałem, była Wigilia w 1939 roku. Pamiętam jeszcze Wigilie - fragmentarycznie - sprzed wojny, z 1937 i 1938 roku, ale wtedy największe wrażenie robiły na mnie choinka i prezenty. W czasie pierwszej wojennej Wigilii i pierwszej, którą już dobrze zapamiętałem, mieszkaliśmy jeszcze przy ulicy Śliskiej (potem musieliśmy się przenieść, bo tam już było getto). To była bardzo biedna Wigilia, na szczęście wszyscy wtedy żyli. Było kilka zaproszonych osób. Pamiętam, że było bardzo zimno, bo brakowało opału, a zima była ostra, mrozy dochodziły do trzydziestu kilku stopni. Wyjątkowa była także ostatnia, w czasie wojny, Wigilia, którą przeżywaliśmy we wsi Krzcięcice. Mieszkaliśmy w modrzewiowym, starym wikariacie, który liczył sobie 400 lat. Kiedyś była tam plebania. I tam właśnie mieliśmy naszą Wigilię. Stół zbity był z desek. Pod oknem stała stara ława kościelna, odwrócona klęcznikiem do okna, na której się siedziało. Na Wigilii był ksiądz Karol Mathea, który przed wojną był proboszczem katedry w Katowicach (do 1957 roku był nią kościół pw. świętych Piotra i Pawła). Niemcy przesiedlili go do Krzcięcic, gdzie posługiwał przez okres wojny, po czym mógł wrócić na swoją parafię. Był to bardzo światły i wykształcony człowiek, który bardzo nam pomagał. Na pierwszy dzień świąt - już po Wigilii - dostaliśmy od niego gęś. Po tej naszej Wigilii byliśmy zaproszeni na plebanię do Księdza. Jak dziś pamiętam znajdującą się tam choinkę, którą ubrał tylko w srebrną lametę. Wyglądało to przepięknie! Muszę dodać, że do dzisiaj moje choinki też są srebrne. I jeszcze jedno - przed wojną nasze drzewka były duże, sięgały sufitu. W czasie okupacji i wojny były małe. I tę pierwszą wysoką choinkę, jaką zobaczyłem, to była ta na plebanii u księdza Mathei w 1944 roku. Od rodziców dostałem w prezencie Ostatniego Mohikanina - książkę, którą do dzisiaj mam w domu. Może nie ja, a mój siostrzeniec, ale w każdym razie jest ona w naszej rodzinie. To był wspaniały prezent. Prezenty były wówczas drobniusieńkie , bo np. ktoś tam dostał na gwiazdkę dwa jajka.
Obok nas, w drugiej części wikariatu, mieszkał organista - cudowny pan I Graca, który też nam, tzw. wysiedleńcom warszawskim, bardzo pomagał. Z jego córkami komunikuję się po dziś dzień.