Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k70A002
Tytuł:
Wydawca: Czytelnik
Źródło: Dni grozy i łez
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Stanisław Berenda-Czajkowski,  
Data publikacji: 2001
łem do drogi i ukryłem się za krzakiem. Przyglądałem się z bliska maszerującemu wojsku. Wyglądało dość żałośnie. Żołnierze mieli na sobie szare, długie płaszcze, mocno przemoknięte i utytłane błotem. Na głowach nosili szmaciane czapki, zakończone dziwnymi szpicami. Ich karabiny, zakończone bagnetami, wydawały się dziwnie długie i wielkie. Nie widziałem nigdzie oficerów, ale po pewnej chwili zorientowałem się, że są to właśnie ci, którzy jadą na koniach i mają na kołnierzach czerwone kwadraciki.
Wojsko powoli przesuwało się do wsi i rozlokowywało w centrum Miasta. Armaty ustawiono na wielkim, gliniastym placu wokół strażnicy. Wyprzęgano konie i zadawano im obrok. Drzwi od strażnicy zostały rozbite i w pomieszczeniach, gdzie była świetlica i izba lekcyjna, rozlokowali się żołnierze. Na środku placu rozpalono ognisko. Co jakiś czas (choć matka stanowczo mi tego zabraniała) biegałem do wsi, aby się czegoś dowiedzieć o wojsku. Dowiedziałem się więc, że siostry zakonne zostały wyrzucone ze swojej ochronki (poszły mieszkać do pana Matyjaszkiewicza), a pomieszczenia, gdzie dawniej bawiliśmy się i urządzaliśmy różne "występy artystyczne", przeznaczono na jakiś sztab czy komendę wojskową. Jednocześnie do każdego zamożniejszego, ukraińskiego domu wprowadziło się na kwaterę po kilku Sowietów - bo właśnie tak od tej pory zaczęliśmy nazywać rosyjskich żołnierzy. Mówiliśmy więc: idzie jakiś Sowiet, poszli Sowieci itp. Na drugi dzień do wsi przyjechały dwa samochody osobowe, naładowane ludźmi. Jedni byli poubierani w skórzane kurtki, drudzy mieli na sobie długie, niebieskie płaszcze i nosili okrągłe czapki z czerwonymi denkami, obszyte czarnym barankiem. W polskich domach zaczęto szeptać, że są to enkawudziści i że będą zabierać, aresztować i wywozić Polaków. Na razie nic się takiego nie działo. We wsi był jednak jakiś nieustanny, wielki ruch. Różnych ukraińskich chłopów zwoływano ciągle do gminy, a przybyli w czarnych samochodach Sowieci prowadzili z nimi długie rozmowy. Ale do gminy przychodzili nie tylko tłumnie Rusini. Widziałem, że w budynku dawnego urzędu gminnego kręciło się też stale wielu Żydów. Nie byli to jednak ci starzy Żydzi, z pejsami, z brodami i w jarmułkach na głowach - tacy jak na przykład Izaak Szubert, Elo Grundman lub Aron Szwarc. To była nowa, młoda generacja Żydów, która nagle wyłoniła się z tych różnych biednych klitek, zbudowanych przeważnie na tyłach Miasta, a także w Diduriwce, Brzegach i w Zabłotówce. Ze starego pokolenia Żydów stale się jednak szwendał wokół gminy ruchliwy i nachalny Judka Buchbinder (handlował kiedyś końmi), który obciął pejsy i podstrzygł krótko włosy. Spotykało się tu także Chaima Rajbera (kupował kiedyś świńską szczecinę i bydlęce pęcherze) oraz dawniejszego producenta mioteł - Szmula Sztajnberga.
Ten ruch trwał około tygodnia. Do wsi stale ktoś przyjeżdżał, a następnie późną nocą wyjeżdżał. Po kilku dniach wojsko zaczęło opuszczać naszą miejscowość, a wszystkich mieszkańców wsi zawiadomiono, że mają się zebrać na placu przed dawnym budynkiem urzędu gminnego. Stało tam dość duże podwyższenie z desek, a na nim długi stół, zaścielony czerwonym płótnem. Kiedy na placu zgromadziła się już spora liczba mieszkańców wsi, na podium zaczęli wchodzić różni ludzie. Nie znałem wszystkich, gdyż co na