Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: IJPPAN_k12423
Tytuł:
Wydawca: Świat Książki
Źródło: ARCHIPELAG GUŁag Tom 2
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Aleksander Sołżenicyn,  
Data publikacji: 1977
owań - toteż dziś w niejednej książce możemy przeczytać, że dawne sołowieckie więzienie było miejscem tortur; że stosowano tu i haki, i dyby, i batożenie, i przypiekanie ogniem. Ale wszystko to należało do repertuaru śledczych więzień przed wstąpieniem na tron carycy Elżbiety, córki Piotra Wielkiego, na Zachodzie zaś było w użyciu za czasów inkwizycji, natomiast rosyjskie ciemnice klasztorne w ogóle tych rzeczy nie znały. Jest to owoc zmyśleń badacza nierzetelnego, a ponadto źle zorientowanego.
Starzy bywalcy tych obozów dobrze go pamiętają - był to szpik Iwanów, otrzymał w obozie przezwisko: "bakcyl antyreligijny". Był niegdyś służką cerkiewnym w Nowgorodskiej archidiecezji, aresztowany został za sprzedaż naczyń cerkiewnych Szwedom. Trafił na Solówki w 1925 roku i tu zaczął miotać się, pragnąc uniknąć posłania na roboty ogólne, to jest na pewną zgubę. Stał się specjalistą od prowadzenia roboty antyreligijnej wśród więźniów, został, rzecz jasna, agentem ISCz (Informacjonno-Sledstwiennaja Czast', czyli Oddział Śledczo-Informacyjny, tak to się całkiem otwarcie nazywało). Nie dość na tym: kierownictwo obozu przejęło się bardzo jego supozycją, że zakonnicy zakopali tu jakieś wielkie skarby - i w ten sposób powstała Komisja Wykopalisk, którą Iwanów kierował. Przez wiele miesięcy nic, tylko kopano i kopano - ale niestety, przewrotni mnisi pokrzyżowali psychologiczne domysły bakcyla antyreligijnego: żadnych skarbów na Solówkach nie zakopali. Naówczas Iwanów, aby nie stracić twarzy , wysunął tezę, że podziemne składy, piwnice i obronne kazamaty w istocie służyły jako cele oraz izby tortur. Narzędzia owych tortur nie mogły, rzecz jasna, zachować się przez tyle stuleci, ale na przykład hak (rzeźniczy, do mięsa) już był dowodem, że tu ludzi na hak przywodzono. Trudniej było wytłumaczyć brak jakichkolwiek narzędzi tortur, pochodzących z XIX wieku - i dlatego ukuto formułę, wedle której "surowy reżym panujący w sołowieckim więzieniu został złagodzony dopiero na początku minionego wieku". "Odkrycia" naszego bakcyla bardzo odpowiadały duchowi czasu, pocieszyły nieco rozczarowaną zwierzchność, ich opis zamieszczony został w piśmie Solowieckije Ostrowa, następnie opublikowany był osobno, nakładem drukarni sołowieckiej - i w ten oto sposób prawda historyczna została skutecznie zaćmiona. (Był to zabieg tym bardziej celowy, że kwitnący klasztor sołowiecki cieszył się przed rewolucją wielką sławą i poważany był jak Ruś długa i szeroka).
Ale gdy władzę ujęły w swoje ręce masy pracujące - trzeba było coś zrobić z zakonnikami, z tymi złośliwymi darmozjadami. Posłano więc komisarzy, personel kierowniczy całkowicie pewny z punktu widzenia socjalnego: klasztor uznany został za sowchoz, kazano mnichom mniej się modlić, a więcej pracować, żeby chłopi i robotnicy mieli jakąś korzyść. Zakonnicy nie żałowali rąk i te niezwykle smakowite śledzie, które potrafili łowić w sobie tylko znanych punktach i porach roku - szły potem do Moskwy pro