Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_2002000000134
Tytuł:
Wydawca: Książnica
Źródło: Dziewczyna z Banku Prowincjonalnego S. A.
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_lit
Autorzy: Michał Bielecki,  
Data publikacji: 1997
nek był zepsuty albo wyłączony. Zapukałem do drzwi. Odczekałem dłuższą chwilę i zapukałem jeszcze raz. Bez skutku. Spisałem z wykazu lokatorów wszystkie nazwiska, a w drodze na parking wstąpiłem na pocztę i przejrzałem książkę telefoniczną. W ciągu pięciu minut ustaliłem, że dziewczyna z baru przy trasie szybkiego ruchu nazywa się Barbara Stępień i jest sąsiadką Krzysztofa Stefaniaka. Nie wiedziałem, czy informacja ta ma jakieś znaczenie, lecz wiedziałem, że żadnej nie należy z góry lekceważyć.
Następnego dnia wstałem o siódmej, wziąłem prysznic i zjechałem na dół do restauracji hotelowej. Na śniadanie zjadłem jajko na miękko i wędliny, bo lubię, oraz muesli z mlekiem, bo podobno zdrowe, wypiłem kawę i byłem gotów do działania. W recepcji spytałem, czy zostawiono coś dla mnie. - Zaraz sprawdzę - portier zajrzał do książki i kiwnął głową. - Przyniesiono dokumenty i poproszono o przechowanie ich w sejfie. Zaraz je pan otrzyma. Z teczką pod pachą zjechałem jeszcze niżej, do garażu. Jako przedstawiciel banku wynająłem pokój w najlepszym hotelu w mieście - mój zleceniodawca nie musiał specjalnie oszczędzać. Wyjechałem na ulicę i omal nie wpadłem w poślizg. Na terenie hotelowym śnieg był uprzątnięty, ale już parę kroków dalej panowała gołoledź. Udałem się najpierw do firmy ochroniarskiej, która pilnowała banku w Przywarach. Agencja "Sejf" mieściła się na parterze budynku w samym centrum miasta, niespełna kilometr od komendy policji. Klatka schodowa była ciemna i ponura. Zadzwoniłem i wszedłem, kiedy usłyszałem brzęczek. W pierwszym pokoju siedziała sekretarka. Zupełnie jak w mojej agencji. Oprócz biurka i telefonu w ogromnym pomieszczeniu była tylko kuchenka elektryczna, szafka na naczynia i maszynka do kawy. Nasza Basieńka miała jeszcze komputer. Inna rzecz, że nie potrafiła się nim posługiwać. - Słucham pana? - powitała mnie sekretarka "Sejfu" piskliwym głosem, który pewnie sprawdzał się jako środek ochrony agencji przed nadmiarem klientów. - Czy zastałem szefa? - Chodzi panu o prezesa czy o dyrektora? - O właściciela. Przypuszczam, że jest nim prezes. - A kogo mam zapowiedzieć? - Michał Bielecki z Regionalnego Banku Gospodarczego. Położyłem na jej biurku wizytówkę. Oglądała ją przez chwilę, jakby szukała zdjęcia i pieczątki, wreszcie wstała i zapukała w drzwi prowadzące prawdopodobnie do gabinetu szefa. Weszła tam, ja zaś rozejrzałem się po pokoju. Na ścianie wisiały kalendarze: jeden firmowy z logo i telefonem agencji
"Sejf", drugi z rozebranymi dziewczynami i trzeci z samochodami na tle Alp. - Pan prezes prosi - usłyszałem po chwili jej zgryźliwy głos. Wszedłem do drugiego pomieszczenia, jeszcze większego od sekretariatu. Na wyłożonych czarną boazerią ścianach rozmieszczono tu kolekcję broni krótkiej - od osiemnastowiecznej krócicy przez tetetkę do magnum. Widać wszyscy właściciele agencji ochrony mają fisia na punkcie broni i koloru czarnego. Prezes siedział w czarnym skórzanym fotelu za czarnym biurkiem.