Dane tekstu dla wyniku: 4
Identyfikator tekstu: IPIPAN_1301920020504
Tytuł: Gra w zielone
Wydawca: Wydawnictwo Jagiellonia SA
Źródło: Dziennik Polski
Kanał: #kanal_prasa_dziennik
Typ: #typ_publ
Autorzy:  
Data publikacji: 2002-05-04
Marginałki
W maju zieleń wybuchała już na dobre, nieodwołalnie i szczodrze. I zaczynała się gra w zielone - trochę dziewczyńska, ale uprawiana też przez chłopców, jedynie najmłodszych, z niższych klas szkoły podstawowej, i to z odrobiną wstydu. Zawsze należało mieć przy sobie odrobinę zieleni - listek, trawkę, aby na pytanie "Masz zielone?", wyciągnąć zieloność z kieszeni i pokazać niczym dowód osobisty milicjantowi. Szczególnie przebiegli gracze ustawiali się przed szkołą, rano, tuż przed rozpoczęciem lekcji. Wiedzieli, że o tej porze najłatwiej zapominało się o zielonym. No bo kto by pamiętał o listku bzu, o liściu topoli, walcząc z resztkami snu i myśląc rozpaczliwie o tym, że oto zaczyna się nowy dzień szkolnej udręki. Tym bardziej przykry, iż dookoła wszystko kipiało zielenią, pachniało zielenią, że już acetylenowo wybuchał bez, a podmiejskie łąki stawały się żółte od kwitnących mleczy.
Później pojawiały się rumianki. Z ich białych płatków dziewczęta wróżyły "Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje". Do wróżb nadawały się też liście akacji (ach, jak pachniały akacje, kiedy późna wiosna obsypała je kwiatami!), a kiedy się je zmięło w dłoni, wydawały lekką woń czereśni. Na prawdziwe czereśnie trzeba było jeszcze czekać.