Dane tekstu dla wyniku: 1
Identyfikator tekstu: PWN_3102000000005
Tytuł:
Wydawca: Książka i Wiedza
Źródło: Piraci znów atakują
Kanał: #kanal_ksiazka
Typ: #typ_fakt
Autorzy: Henryk Mąka,  
Data publikacji: 1995
ego dnia wyruszają od brzegów morskich tego kraju nowe grupy boat people, kierując się w stronę Hongkongu, Tajlandii czy Malezji. Ale Wietnamczycy nie są tylko ofuarami piratów. Sami też nie gardzą pirackim procederem, a oatstnie lata dowodzą, że i oni potrafią szeroko rozwinąć skrzydła tej zbrodniczej profesji. Gdy bowiem w listopadzie 1985 roku do Kambodży wkroczyły wojska wietnamskie, rozpoczął się podobny exodus kambodżańskich prominentów spod znaku Pol-Pota i zwolnników Czerwonych Khmerów.
Ich przeładowane łodzie nieraz padały ofiarą wietnamskich piratów, którzy z równym okrucieństwem jak ich "koledzy" z sąsiednich krajów — rabowali, gwałcili i mordowali. — Duch nadchodzi, duch nadchodzi — takie hasło rozbrzmiewało w eterze, gdy w okolicach starego portu tajlandzkiego Trat marynarze frachtowca "Shiwa" spostrzegli szybko zbliżające się do nich pirackie jednostki. Chociaż był to umówiony sposób wezwania na pomoc straży przybrzeżnej, zarówno ten apel, jak i ponad osiemdziesiąt w ciągu jednego tylko półrocza okazało się spóźnionych. Łodzie piratów szybko dopadły "Shiwę". Następnie wypadki potoczyły się jak film z Dzikiego Zachodu. Od kul zginął stawiający opór kapitan, morscy rabusie natomiast po przeładowaniu na swe łodzie japońskiego sprzętu elektronicznego wartości dwóch milionów dolarów rozpłynęli się, znikając z oczu przerażonym marynarzom. Nie był to oczywiście pierwszy tego typu wypadek. Parę tygodni wcześniej dwudziestu uzbrojonych w broń automatyczną piratów nagle wdarło się na pokład przepływającego w pobliżu wietnamskich wybrzeży drobnicowca, w okamgnieniu opanowując kapitański mostek. Natychmiast też zakuli w kajdanki kapitana i całą załogę, po czym wszystkich uwięzili w ciemnej komorze łańcucha kotwicznego. W ciasnym pomieszczeniu więźniowie mogli tylko stać i nasłuchiwać, co dzieje się na statku. A działo się wiele. Najpierw bowiem podpłynęła do jego burty jakaś piracka jednostka, potem wśród tupotu wielu nóg i głośnych wrzasków zaczął pracować pokładowy dźwig, przenoszący towary z ładowni na piracki statek. W sumie zrabowano wtedy czterysta ton ładunku: motocykli, alkohol, elektronikę. Dopiero czwartego dnia zainteresował się unieruchomionym frachtowcem patrolowy kuter wietnamskiej straży granicznej. Wprawdzie uratował od głodowej śmierci uwięzionych marynarzy, ale piraci zdążyli już ujść z łupem w nieznane.
Tej samej grupie piratów, ze względu na identyczne metody działania, przypisuje się rabunek ładunku holenderskiego drobnicowca "Marta" (2800 DWT), płynącego z Korei Południowej do Bangkoku we wrześniu 1990 roku. Po zakuciu w kajdanki trzech oficerów—Europejczyków i czterech marynarzy filipińskich oraz uwięzieniu w zaciemnionych kabinach, tym razem skierowali statek do swej bazy. Po dwóch dniach podróży przystąpili do wyładowania jego zawartości — wyrobów stalowych, a po dokonaniu rabunku odprowadzili "Martę" na pełne morze i uwolnili załogę. Rabusie, którzy zaatakowali ten statek, chwalili się uwięzionej załodze, że przeprowadzili już sześć podobnych akcji. Przypisuje się im również wypompowanie paliwa z koreańskiego tankowca, na pełnym morzu zatrzymanie nie znanego im drobnicowca oraz opróżnienie kontenera wypełnionego samochodami akumulatorami. Kroplą przepełniającą miarę cierpliwością tajlandzkiego rządu było porwanie w dniu 25 kwietnia 1991 roku czternastu kutrów rybackich wraz z załogami. Płynęły one po przybrzeżnych wodach Zatoki Syjamskiej, gdy nagle zaatakowało je pięć nie oznakowanych, ale bardzo szybkich łodzi. Po bezskutecznej próbie ucieczki i półgodzinnej walce, w której piraci użyli także broni palnej, rybacy poddali się, po czym wśród złorzeczeń i głośnych przekleństw zostali uprowadzeni do pirackiej bazy u wybrzeży wietnamskiej prowincji Cuu Long. Cumowało tu już ponad sto mniejszych i większych tajskich jednostek połowowych. Nowi więźniowie dołączyli do osiemdziesięciu "weteranów", z których wielu przebywało już w pirackiej niewoli od… trzech lat. Są tu oni zupełnie odcięci od świata. Za dwa posiłki dziennie wykonują najcięższe prace. Ich szanse na powrót do ojczyzny są minimalne, biednych rybaków po prostu nie stać na okup, a jeśli byli najemnymi pracownikami, ich bossowie właśnie z powodu grabieży jednostek dawno zbankrutowali.
Tylko trzy kutry spośród czternastu zagarniętych w dniu 25 kwietnia wróciły po kilku dniach w domowe pielesze. Armator zapłacił bowiem 1,3 miliona bahtów (około pięćdziesięciu dwóch dolarów) żądanego okupu. Działania tajskich służb wywiadowczych wykazały, że w ten piracki proceder zaangażowanych jest wiele stron: regularna armia wietnamska, władze prowincji Cuu Long, a także… niektórzy rybacy tajscy, współpracujący z piratami. W wyniku ich zdrady piraci przechwycili kod radiowy, którym rybacy p