- Woda jest w schowku - powiedział. - Potem zatrzymamy się gdzieś na obiad i na kawę.
- Kawa. -
Zwilżyłam
boleśnie wysuszone gardło (chyba jednak chrapałam!) wodą mineralną. - Oddam obiad za mocną, dużą kawę.
Rzuciłam okiem na zegar w radiu. Dziewiętnasta. Ten dzień był chyba z gumy. Wydawało mi się, że od rana przeżyłam tydzień. A to dopiero dwanaście godzin. I, o zgrozo, jeszcze nie piłam kawy! Ta poranna rozpuszczalna z mlekiem się nie liczy. Moje uzależnienie od kofeiny nagle obudziło się z całą mocą. W tej chwili, gdybym miała wybór - kawa czy awanse Gabriela, musiałabym się zastanowić...
|