zedniego podwozia i zaraz potem dowódca ekipy obsługi szybko wycofał się z lądowiska. Po obu stronach krótkiej wyrzutni wyskoczyły nagle automatycznie rozciągane, niewysokie, stalowo-szare siatki zabezpieczające resztę platformy na wypadek, gdyby makieta podczas startu zboczyła przypadkowo z wyznaczonego jej do startu pasa. Niewielkich rozmiarów ster kierunku wychylony został nieco w lewo dla zrekompensowania siły wiatru, który bez tego manewru mógłby przy starcie cisnąć maszyną o prawą siatkę.
Silnik makiety wył teraz na pełnych obrotach, jak oszalały. Ograniczające wyrzutnie z lewej i prawej strony siatki zabezpieczające zaśmigłowy wir targał we wszystkie strony. Maszyna dygotała jak w febrze, kołysała się na delikatnym podwoziu i szarpała na uwięzi. Nagle niewielka belka, spełniająca w normalnych warunkach lotniskowych rolę podstawek pod koła, umknęła w bok i model skoczył błyskawicznie do przodu wzdłuż pasa startowego, prawie natychmiast podnosząc krótki dziób ku górze. w sekundę później koła główne straciły kontakt z podłożem i
bezzałogowiec
rozpoczął nabieranie prędkości, wspinając się coraz wyżej i wyżej. w pewnej chwili wyrównał lot i za moment przepadł za horyzontem.
Odbiór sygnałów bez zakłóceń... zameldował operator. Kiedy Naude ponownie rzucił okiem przez lewy iluminator poza wnętrze centrali dowodzenia, ekipa techniczna przetaczała z windy już drugi, z pewnością rezerwowy, bezzałogowiec. Inna rozpinała w górze rozległą, elastyczną siatkę do wychwycenia wracającego z zadania poprzednika. Joszna zdał sobie sprawę z tego, że ta druga makieta z pewnością musi być przygotowana do natychmiastowego startu, na wypadek awarii pierwszej, ale nie był całkiem pewny
|